Do Omanu wybierać się nie planowałem. No ale znalezione w całkiem niezłej cenie bilety Wizzairem przez Abu Dhabi sprawiły, że zacząłem.
WAW-KRK [70 zł - LO] KRK-AUH [332 zł - W6] AUH-SLL [181 zł - 5W] SLL-MCT [376 zł - Salam Air] MCT-AUH [96 zł - 5W] AUH-KTW [352 zł - W6] KTW-WAW [70 zł - LO] Razem wyszło 1 477 zł, w tym najdroższa była krajówka z Salali do Maskatu.
Nie przygotowywałem się jakoś szczególnie do tej wycieczki. Trochę poczytałem forum, poprzeglądałem relacje i kupiłem przewodnik Bradta po Omanie (bardzo dobry). Wiedziałem już, że Oman warto zwiedzić przede wszystkim ze względu na przyrodę w tym kraju. Kilka dni przed wylotem plany utrudniła mi Air Arabia, którą pierwotnie miałem wracać z Maskatu do Abu Dhabi. Przełożyła lot najpierw na dzień później, a potem na trzy dni później. Musiałem anulować ten lot i kupić dzień wcześniej Wizzairem, przez co miałem do zaplanowania również zwiedzanie Abu Dhabi przy powrocie.
Tak wyglądają loty.
A tak wygląda mniej więcej trasa, którą pokonałem samochodem na północy Omanu.
Moja podróż zaczęła się od niezłej wtopy, gdyż na lotnisku w Abu Dhabi okazało się, że nie jesteśmy odprawieni na lot do Salali. Błędnie zakodowałem, że skoro w Abu Dhabi i tak trzeba podejść do check-inu, to nie ma możliwości odprawienia się samemu. No i stałem się biedniejszy o 200 zł od osoby. Już od wejścia na lotnisko w Salali widać, że jest ono zrobione "na bogato". Ładnie, czysto i z przepychem.
W Salali wynająłem auto w wypożyczalni Dollar. Mieli najniższą cenę, a przy okazji dostałem "upgrade" za czekanie do Toyoty Yaris. Tu od razu nadmienię, że nie wyobrażam sobie podróży po którejkolwiek części Omanu bez auta. Odległości są duże, trasy często szutrowe a komunikacji publicznej prawie brak. Niewiele udałoby się mi zobaczyć, gdyby na w zasadzie cały pobyt nie wynająłbym aut.
Hotelem, w którym spędziłem trzy noce w Salali był Atana Stay Salalah. Gorąco polecam - jest chyba najbliżej lotniska, a przede wszystkim był bardzo komfortowy. Duży apartament, składający się z dwóch pokoi, do którego codziennie przynoszone były owoce lub sery. Śniadania smaczne, cena umiarkowana.
Zwiedzanie w Salali zaczynam od powłóczenia się po mieście. "Zaliczam" największy meczet w mieście oraz park archeologiczny Al Balid i muzeum historyczne tamże. Muzeum nawet niezłe, ale park archeologiczny, który opisywano jako ciekawy, pozostawia raczej wiele do życzenia. Pozostałe ruiny rzadko wystają "ponad głowę" i nie są opisane w żaden sposób. Moje największe zainteresowanie w Muzeum budzi natomiast całkiem spora mapa ukształtowania terenu całego Omanu. Widać na niej, że zarówno południe, jak i północ kraju, są poprzecinane pasmami górskimi, a między nimi pozostaje długa i równa pustynia.
Następnie kieruję się na Ain Ghedh - położony na zachód od Salali szlak wzdłuż strumienia, zakończony urokliwym wodospadem. Dojazd wiedzie szutrową drogą przez stada wielbłądów. Od miejsca, w którym można zostawić samochód do wodospadu idzie się po dość niewygodnym szlaku ponad godzinę. Przez całą trasę nie spotkałem nikogo innego, co mocno kontrastuje z bardziej znanymi tego typu miejscami na północy kraju, gdzie czasami wcale nie było ładniej, a ludzi tłumy.
Drugi dzień rozpoczynam od pojechania do Taqah - miasteczka na wschód od Salali, i zobaczenia tamtejszego zamku. Położony na wzgórzu, umożliwia zobaczenie Morza Arabskiego i okolicy. Wstęp za darmo.
Odwiedzam wodospad Darbat oraz wyżej położony bród na Wadi Darbat, gdzie można wypożyczyć rower wodny i przepłynąć się kawałek.
Uwaga na wielbłądy i krowy! W południowej części Omanu można je często spotkać na drogach.
Tayq Sinkhole - ogromna dziura (kanion?) z pięknym widokiem. Warto.
Jak dla mnie najładniejsze miejsce w okolicach Salali - Jabal Samhan. Widok z wysokiego płaskowyżu jest świetny. Długo się jedzie, ale naprawdę polecam. Miejsca widokowe są dwa lub trzy, ale przy ostatnim jest balkon, z którego roztacza się najszerszy widok.
Wracając do hotelu zaglądam jeszcze do lasu baobabów.
Kto zgadnie ile żywych stworzeń widać na zdjęciu?
Na południu Omanu spędziłem pełne dwa dni (trzy noce). Kolejnego dnia rano leciałem do Maskatu liniami Salam Air.
Maskat to ogromne miasto ciągnące się wzdłuż wybrzeża Zatoki Omańskiej. Część zachodnia - nowsza - wygląda w dużej mierze jak całkiem nowoczesne i uporządkowane arabskie miasto, ale też bez specjalnego klimatu orientu. Część wschodnia, w której znajduje się Stare Miasto (w tym dzielnica Mutrah - w niektórych źródłach jest wskazywana nawet jako osobne miasto), to dużo bardziej klimatyczne miejsce z interesującą architekturą.
W Maskacie dopiero po wylądowaniu rezerwuję samochód. Również w Dollar Car Rental, bo jest najtaniej. Jednakże muszę poczekać około półtorej godziny, bo dopiero po takim czasie moja rezerwacja wyświetla się w wypożyczalni. Zwiedzanie zaczynamy od Starego Maskatu i spaceru, który kończy się w Narodowym Muzeum Omanu. Wejście dość drogie (5 OMR), a Muzeum stosunkowo ciekawe.
Naprzeciwko znajduje się Pałac Sułtana Omanu. Wejść na jego teren nie można, natomiast warto nasycić wzrok marmurowymi posadzkami na trasie z muzeum do Pałacu, które wydają tak błyszczące, jakby codziennie były polerowane.
W Mutrah wchodzę na fort, skąd rozpościera się widok na przystań i małą część miasta (gdyż to jest poprzedzielane górami i nie ma chyba miejsca skąd dałoby się je objąć wzrokiem). Specyficzne jest to, że do wejścia nie prowadzi żaden chodnik, żadne oznaczenia tam nie kierują, a żeby wejść na teren fortu trzeba przejść przez szlaban samochodowy. Podobnie jak większość turystów przed wejściem głęboko zastanawiałem się czy, aby na pewno to miejsce jest w ogóle dostępne dla zwiedzających.
Niedaleko fortu jest suk (targ), który sporo blogów/przewodników opisuje jako miejsce konieczne do zobaczenia. Może i konieczne, ale chyba tylko dla kogoś, kto nigdy nie był na innym arabskim (przepraszam, hindusko-pakistańskim) bazarze. Bardzo się rozczarowałem, gdyż większość prowadzonego tu handlu to chińskie produkty dla turystów sprzedawane przez imigrantów z Indii, Pakistanu i Bangladeszu. Podejrzewam, że swoją świetność przeżywa, gdy do pobliskiego portu wpływa jakiś wycieczkowiec, a jego pasażerowie mają niewiele czasu na jakiekolwiek zwiedzanie. Jeśli więc byłeś na jakimkolwiek innym arabskim suku - szczerze, tu nie warto.
Udajemy się jeszcze na plażę, opisywaną jako jedną z "bardziej atrakcyjnych". A po całym dniu meldujemy się w hotelu. Jest to położony dość blisko lotniska Muscat Gate Hotel. Całkiem znośny, cena przystępna, śniadania ok.
Kolejny dzień zaczynam od porannego zwiedzania podobno trzeciego pod względem wielkości meczetu na świecie - Wielkiego Meczetu Sułtana Qaboosa. Turyści mają wstęp tylko do 11:00, wejście jest darmowe. Meczet robi wrażenie swoim przepychem. Dywan, również jeden z największych ręcznie utkanych w Iranie, lśniące marmury, tak że można się w nich przeglądać, a do tego urokliwy ogród - jest co oglądać.
Dalej kieruję się w kierunku Nizwy i Bahli. W Bahli zwiedzam fort - dość często obecny na magnesach i pocztówkach.
^^^ OT: pisz do linii, na wszystkich lotach z 5W check-in na lotnisku był w aplikacji zaznaczony jako darmowy, też zapomniałem zrobić i w MCT bez problemu darmowo zrobiono przy stanowisku.
Cześć! Jak wygląda sprawa limitu kilometrów w firmie, której wypożyczałeś auto? Bo widzę na ich stronie limit 200 km dziennie, a ty z Maskatu zrobiłeś chyba więcej? Jaki był łączny koszt wynajęcia (z ewentualnym ubezpieczeniem)?
@polish_hornetCześć!A przez co wyszukujesz? W sensie, że przez ich stronę internetową? Bo jak teraz sprawdzam przez booking i bezpośrednio przez rentalcars, to przy Dollarze wyświetla się "Cena zawiera nielimitowany przebieg km".Akurat co do limitu wynikł problem przy oddaniu auta w Maskacie. Rezerwowałem przez booking właśnie z adnotacją o braku limitu, a przy oddaniu gość z obsługi się zszokował ile ja km zrobiłem i powiedział mi, że miałem limit. Dopiero jak mu pokazałem rezerwację, na której wyraźnie było o braku owego limitu, to uwierzył i dał spokój.
Miło wrócić wspomnieniami do Omanu, chętnie bym znów tam pojechała ? w XI nie znaleźliśmy wejścia do fortu w Muscat, a ochroniarz gdzieś na tyłach twierdził, że jest nieczynny. Albo był nieczynny, albo się nie zrozumieliśmy ?
Do Omanu wybierać się nie planowałem. No ale znalezione w całkiem niezłej cenie bilety Wizzairem przez Abu Dhabi sprawiły, że zacząłem.
WAW-KRK [70 zł - LO]
KRK-AUH [332 zł - W6]
AUH-SLL [181 zł - 5W]
SLL-MCT [376 zł - Salam Air]
MCT-AUH [96 zł - 5W]
AUH-KTW [352 zł - W6]
KTW-WAW [70 zł - LO]
Razem wyszło 1 477 zł, w tym najdroższa była krajówka z Salali do Maskatu.
Nie przygotowywałem się jakoś szczególnie do tej wycieczki. Trochę poczytałem forum, poprzeglądałem relacje i kupiłem przewodnik Bradta po Omanie (bardzo dobry). Wiedziałem już, że Oman warto zwiedzić przede wszystkim ze względu na przyrodę w tym kraju.
Kilka dni przed wylotem plany utrudniła mi Air Arabia, którą pierwotnie miałem wracać z Maskatu do Abu Dhabi. Przełożyła lot najpierw na dzień później, a potem na trzy dni później. Musiałem anulować ten lot i kupić dzień wcześniej Wizzairem, przez co miałem do zaplanowania również zwiedzanie Abu Dhabi przy powrocie.
Tak wyglądają loty.
A tak wygląda mniej więcej trasa, którą pokonałem samochodem na północy Omanu.
Moja podróż zaczęła się od niezłej wtopy, gdyż na lotnisku w Abu Dhabi okazało się, że nie jesteśmy odprawieni na lot do Salali. Błędnie zakodowałem, że skoro w Abu Dhabi i tak trzeba podejść do check-inu, to nie ma możliwości odprawienia się samemu. No i stałem się biedniejszy o 200 zł od osoby.
Już od wejścia na lotnisko w Salali widać, że jest ono zrobione "na bogato". Ładnie, czysto i z przepychem.
W Salali wynająłem auto w wypożyczalni Dollar. Mieli najniższą cenę, a przy okazji dostałem "upgrade" za czekanie do Toyoty Yaris. Tu od razu nadmienię, że nie wyobrażam sobie podróży po którejkolwiek części Omanu bez auta. Odległości są duże, trasy często szutrowe a komunikacji publicznej prawie brak. Niewiele udałoby się mi zobaczyć, gdyby na w zasadzie cały pobyt nie wynająłbym aut.
Hotelem, w którym spędziłem trzy noce w Salali był Atana Stay Salalah. Gorąco polecam - jest chyba najbliżej lotniska, a przede wszystkim był bardzo komfortowy. Duży apartament, składający się z dwóch pokoi, do którego codziennie przynoszone były owoce lub sery. Śniadania smaczne, cena umiarkowana.
Zwiedzanie w Salali zaczynam od powłóczenia się po mieście. "Zaliczam" największy meczet w mieście oraz park archeologiczny Al Balid i muzeum historyczne tamże. Muzeum nawet niezłe, ale park archeologiczny, który opisywano jako ciekawy, pozostawia raczej wiele do życzenia. Pozostałe ruiny rzadko wystają "ponad głowę" i nie są opisane w żaden sposób. Moje największe zainteresowanie w Muzeum budzi natomiast całkiem spora mapa ukształtowania terenu całego Omanu. Widać na niej, że zarówno południe, jak i północ kraju, są poprzecinane pasmami górskimi, a między nimi pozostaje długa i równa pustynia.
Następnie kieruję się na Ain Ghedh - położony na zachód od Salali szlak wzdłuż strumienia, zakończony urokliwym wodospadem. Dojazd wiedzie szutrową drogą przez stada wielbłądów. Od miejsca, w którym można zostawić samochód do wodospadu idzie się po dość niewygodnym szlaku ponad godzinę. Przez całą trasę nie spotkałem nikogo innego, co mocno kontrastuje z bardziej znanymi tego typu miejscami na północy kraju, gdzie czasami wcale nie było ładniej, a ludzi tłumy.
Drugi dzień rozpoczynam od pojechania do Taqah - miasteczka na wschód od Salali, i zobaczenia tamtejszego zamku. Położony na wzgórzu, umożliwia zobaczenie Morza Arabskiego i okolicy. Wstęp za darmo.
Odwiedzam wodospad Darbat oraz wyżej położony bród na Wadi Darbat, gdzie można wypożyczyć rower wodny i przepłynąć się kawałek.
Uwaga na wielbłądy i krowy! W południowej części Omanu można je często spotkać na drogach.
Tayq Sinkhole - ogromna dziura (kanion?) z pięknym widokiem. Warto.
Jak dla mnie najładniejsze miejsce w okolicach Salali - Jabal Samhan. Widok z wysokiego płaskowyżu jest świetny. Długo się jedzie, ale naprawdę polecam. Miejsca widokowe są dwa lub trzy, ale przy ostatnim jest balkon, z którego roztacza się najszerszy widok.
Wracając do hotelu zaglądam jeszcze do lasu baobabów.
Kto zgadnie ile żywych stworzeń widać na zdjęciu?
Na południu Omanu spędziłem pełne dwa dni (trzy noce). Kolejnego dnia rano leciałem do Maskatu liniami Salam Air.
Maskat to ogromne miasto ciągnące się wzdłuż wybrzeża Zatoki Omańskiej. Część zachodnia - nowsza - wygląda w dużej mierze jak całkiem nowoczesne i uporządkowane arabskie miasto, ale też bez specjalnego klimatu orientu. Część wschodnia, w której znajduje się Stare Miasto (w tym dzielnica Mutrah - w niektórych źródłach jest wskazywana nawet jako osobne miasto), to dużo bardziej klimatyczne miejsce z interesującą architekturą.
W Maskacie dopiero po wylądowaniu rezerwuję samochód. Również w Dollar Car Rental, bo jest najtaniej. Jednakże muszę poczekać około półtorej godziny, bo dopiero po takim czasie moja rezerwacja wyświetla się w wypożyczalni.
Zwiedzanie zaczynamy od Starego Maskatu i spaceru, który kończy się w Narodowym Muzeum Omanu. Wejście dość drogie (5 OMR), a Muzeum stosunkowo ciekawe.
Naprzeciwko znajduje się Pałac Sułtana Omanu. Wejść na jego teren nie można, natomiast warto nasycić wzrok marmurowymi posadzkami na trasie z muzeum do Pałacu, które wydają tak błyszczące, jakby codziennie były polerowane.
W Mutrah wchodzę na fort, skąd rozpościera się widok na przystań i małą część miasta (gdyż to jest poprzedzielane górami i nie ma chyba miejsca skąd dałoby się je objąć wzrokiem). Specyficzne jest to, że do wejścia nie prowadzi żaden chodnik, żadne oznaczenia tam nie kierują, a żeby wejść na teren fortu trzeba przejść przez szlaban samochodowy. Podobnie jak większość turystów przed wejściem głęboko zastanawiałem się czy, aby na pewno to miejsce jest w ogóle dostępne dla zwiedzających.
Niedaleko fortu jest suk (targ), który sporo blogów/przewodników opisuje jako miejsce konieczne do zobaczenia. Może i konieczne, ale chyba tylko dla kogoś, kto nigdy nie był na innym arabskim (przepraszam, hindusko-pakistańskim) bazarze. Bardzo się rozczarowałem, gdyż większość prowadzonego tu handlu to chińskie produkty dla turystów sprzedawane przez imigrantów z Indii, Pakistanu i Bangladeszu. Podejrzewam, że swoją świetność przeżywa, gdy do pobliskiego portu wpływa jakiś wycieczkowiec, a jego pasażerowie mają niewiele czasu na jakiekolwiek zwiedzanie. Jeśli więc byłeś na jakimkolwiek innym arabskim suku - szczerze, tu nie warto.
Udajemy się jeszcze na plażę, opisywaną jako jedną z "bardziej atrakcyjnych". A po całym dniu meldujemy się w hotelu. Jest to położony dość blisko lotniska Muscat Gate Hotel. Całkiem znośny, cena przystępna, śniadania ok.
Kolejny dzień zaczynam od porannego zwiedzania podobno trzeciego pod względem wielkości meczetu na świecie - Wielkiego Meczetu Sułtana Qaboosa. Turyści mają wstęp tylko do 11:00, wejście jest darmowe.
Meczet robi wrażenie swoim przepychem. Dywan, również jeden z największych ręcznie utkanych w Iranie, lśniące marmury, tak że można się w nich przeglądać, a do tego urokliwy ogród - jest co oglądać.
Dalej kieruję się w kierunku Nizwy i Bahli. W Bahli zwiedzam fort - dość często obecny na magnesach i pocztówkach.